Bardzo dawno nic nie umieściłam u siebie. Jesień nie nastroiła mnie zbyt pozytywnie, a i za oknem dopiero do prace robotnicy zakończyli. Najpierw prawie 3 tygodnie pod moimi oknami robili parking, chodnik dla pieszych oraz przejście. Prace zaczynali powiedzmy przyzwoicie bo o 7:00, ale dla mnie to jeszcze ranek. Z małą wstajemy ok. 8:00 więc musiałyśmy zamykać okna by było ciut ciszej. Kurzu, hałasu - bo płytki chodnikowe przycinali akurat pod moim oknem, co nie miara. Nieważne, że kładli je 50 metrów dalej, płytki najlepiej cięło się akurat w tym miejscu. Prace prowadzili od 7:00 do 17:00, czasem wcześniej kończyli jak niepogoda. Sobota też dzień pracujący, a co tam o 7:00 też można pracować. Tylko szkoda, że zaczynali od tych prac głośniejszych. Na szczęście zlitowali się w niedziele.
Po 3 tygodniach pomalowali ładnie przejście, odświeżyli linie na drodze i postawili nowe znaki. Super w końcu koniec już myślałam, ale nieeee pomyłka. Na drugi dzień (tj. wtorek) zaczęły się prace z krawężnikami - wymianka. Masakra, głośno od nowa, z tą różnicą, że prace zaczynały się od 7:00 ale trwały do 20:00. No dobrze, ulica nie za długa, więc może szybko skończą. Owszem skończyli w czwartek. W piątek z rana znowu niespodzianka.... Ulice zdzierają by nową nałożyć. (Jak to? przecież ją dopiero co malowali?!) Ok. dobrze, nie znam się na tym. Pozytywnie, myślę sobie, w końcu nie będzie dołów, dobrze się będzie prowadziło i może mniej szumu pod oknem.
Wychodzę by odprowadzić dziecko do szkoły, a tu bum.. nie ma przystanku, trzeba na okrętkę iść. I z tym się pogodziłam, oczywiście dla dobra sprawy, skoro ma być piękna ulica. Będzie dłuższy spacer, tylko czemu akurat w ten dzień zaczął śnieg padać!!! i wiać silny, zimny wiatr?! Przez weekend pracowali by skończyć jezdnię. Można też było się przekonać, jak pomysłowi są kierowcy. Najbardziej podobał mi się kierowca, który wjechał na "jezdnię" niczym się nie przejmując, po czym zobaczył walec na drodze (walcował akurat nowo położoną nawierzchnię) i zaczął na niego trąbić ni z tego ni z owego. Aaa był i kierowca, który wjechał w studzienkę, a potem darł się na robotników, że to ich wynika. Jak to zrobił nie wiem, do tej pory się nad tym zastanawiam. Po położeniu drogi już myślałam, że chyba już nic innego być nie może. Rano w poniedziałek łup, warkot, krzyki. Zerwałam się z łóżka by sprawdzić co to... Nowi robotnicy, chodnik zdzierają obok i naprzeciwko by nową kostkę położyć. Skończyli szybko, tylko szkoda, że po sobie nie posprzątali. Minął już prawie tydzień od zakończenia prac, a ja co dzień idąc do domu przynoszę kilo piachu (nie ma innej drogi). A i przejść oznaczonych też nie ma, chyba nie przewidzieli, a może zapomnieli?
Po drugiej stronie (nie widać tego na zdjęciu), piachu jest dwa razy więcej.
No tak temat inny, a ja tu żalę się na robotników. Naszło mnie na perełkowe bransoletki ze wstążkami. Podobają mi się o tyle, że są na gumeczce i pasują prawie na każdą rękę :)
Nie umiem robić ładnych zdjęć (w dodatku wieczorem), także prezentuję takie jakie udało się pstryknąć.